autor: Zofia Anna Pawłowska-Jarosik
Na rocznicę Powstania Styczniowego - refleksje polskiego emigranta
Już sto pięćdziesiąt lat minęło,
jak kurhan pod lasem bieleje.
Krzyż sosnowy na szczycie bohaterom się kłania,
nocą mgły szepczą modlitwy cichnąc, gdy dnieje...
Dzień kosami dźwięczy, wzywa do powstania,
jak w czas mroźnego stycznia, gdy na rozstajnych drogach,
zebrani przy kapliczkach, na rozkazy czekali.
A gdy do boju ruszyli, to bez lęku,
w imię Boga i wolnej Ojczyzny życie swe oddali.
*****
Przyjechałem do Was z daleka, ze świata,
aby powspominać, jak niegdyś moi dziadkowie,
jakie były te, co minęły, dobre czy złe lata.
Nikt uczciwiej i szczerzej Wam tego nie powie.
Zatem przetoczyła się wojna,
jak ognista kula - to I Wojna Światowa.
Dwa miliony matek płakały po swych synach.
Pozostały zgliszcza i wszystko od nowa
budowaliśmy z zapałem, na poczerniałych ruinach...
Wreszcie wolna Polska, jak motyl,
co zerwał pajęczyn kajdany!
Lecz niestety tylko lat dwadzieścia trwała.
I tylko taki czas był nam darowany.
Zaraz II Wojna Światowa wolność znów zabrała.
Niestety mieszkamy w przedpieklu i między piekłami,
więc o los nasz kości rzucone zostały przez diabła.
Zatem, gdy dwa piekła - zachodnie z obcymi nam ideałami
i wschodnie, jak krew czerwone, razem się zmówiły,
to na pół wieku znowu wolność nam przepadła.
Na szczęście w ostatecznej walce myśmy zwyciężyli.
Potem był stan wojenny, dany nam w prezencie
na Święta, a zamiast choinki - czołgi pod oknami.
I Gdańsk i kopalnia "Wujek"
i walki bratobójcze Polaków z Polakami.
Niedługo potem otwarte granice...
Ciekawość przynagla i jak kukułka kuka
uparcie minuta po minucie, codziennie.
Kto poszukuje ten znajdzie, a ten znajduje kto szuka.
To się sprawdza od wieków, niezmiennie.
I znalazłem pracę za euro,
dom z garażem i ogród z fontanną.
Pełnia szczęścia, bo wszystko dostępne i tanie...
Świat wirował i tańczył razem ze mną,
a nad ranem jeszcze raz dragi i kąpiel w szampanie.
Masaż gorącą czekoladą i indyjskimi kamieniami,
160 na godzinę autostradą zachodzącego słońca
i czasem myśl, że tak już może być... Już bez końca...
Lecz dnia któregoś, o zmroku, przy ogrodowej fontannie
usłyszałem, jak po górach, dolinach rozlega się dzwon.
Skąd ta pieśń i czemu trafiła tu na mnie?
I czy ten, co tu siedzi, to jeszcze on czy już nie on?
Zawyło coś we mnie głodnym wilkiem,
to tęsknota i podróży zew...
A w uszach dźwięczał niezmiennie
ten śpiew... TYLKO TEN ŚPIEW...
Uświadomiłem sobie, że przejedzony jestem, dość mam
gumowego chleba bez smaku i nachalnych reklam!
Lakierowanych truskawek, szaleństwa do rana,
pędzącego świata i "moralności", co jest zakłamana.
Mam dość lasów bez ptaków i bez grobów cmentarzy.
Koniec z tym - jadę i niech co chce się wreszcie wydarzy!
Jestem, zaraz pobiegnę na rozstaje,
gdzie kapliczka świeżo pobielona
ubrana kwiatami, wstążkami -
to właśnie się święci maj czas...
I przeproszę, że tak długo
czekała na mnie moja polska Madonna.
I zaśpiewam jej pieśń, co mnie tu przywiodła
głośno, przez wszystkie pola, aż po las.
Dla mojego brata Stacha
Nie ma już podmiejskich tramwajów do Rzgowa czy Tuszyna...
I konduktorów pachnących skórzaną torbą też już tutaj nie ma...
Nie słychać stukotu kół o szyny, dzwonki na odjazd nie dzwonią,
ktoś to wszystko zgarnął swą wielką, niewidzialną dłonią.
Nie ma poczekalni Marysin w żółto-niebieskim kolorze,
z gorącą kanonką wewnątrz kiedy zima na dworze...
Irysów Alfa na sztuki w kiosku, gdzie gazety
i czerwonego sinalka i lemoniady też nie ma - niestety.
Umarło moje podwórko. Na stopniach wejściowych nikt nie siedzi,
nie snuje planów, nie marzy jak tamci, dawni sąsiedzi.
Braciszek nie wyśpiewuje operetkowych melodii
i babuni nie ma, co wnuczkę uczyła się modlić.
Nie ma z pewnością słoików z kompotem w schowku pod schodami...
Ani balonu, tego szklanego, z zasypanymi cukrem wiśniami.
W pamięci zaciera się widok z okna, już przez nie nie patrzę...
Odeszło tamto, odeszło - szkoda, że na zawsze...
Sen
Wczoraj miałam dziwny sen,
może nawet bardzo dziwny.
W nim dziewczęta, w nim kobiety
i ani jednego mężczyzny.
To się trzeba przystosować do tej nowej sytuacji.
Referendum da odpowiedź, za czy przeciw akceptacji.
Większość pań - pseudonim "mohair" - głosowała prawidłowo.
I się stało i już mamy rzeczywistość całkiem nową.
I gołąbek pokoju całym światem rządzić będzie -
o, właśnie lisy z kurami na jednej zasnęły grzędzie.
Natychmiast zatem przystąpiono do globalnej likwidacji,
wszystkiego co było męskie. Ileż przy tym satysfakcji!
Nie ma wojska, poligonów, ćwiczeń, strzelań i hałasu.
W świecie z gołąbkiem pokoju, byłoby to stratą czasu.
Mury teraz jakież czyste.
Burd stadionowych nikt nie wszczyna.
W komendzie policji tylko mundury, a na dyżurce dziewczyna.
Izby wytrzeźwień też puste. Pasy wiszą, trepy stoją,
zimna woda z kranu kapie, nie ma tych co się jej boją.
W sejmie damskie wystąpienia,więc łagodne, zatem miło.
W czasie obrad mało posłów, ale wcześniej też tak było.
Aż tu dnia któregoś wreszcie, zbuntowane nastolatki
z petycjami się udały do ciotki, matki i babki.
Aleście nas urządziły! Taki świat to jakaś heca!
Z kim to niby pójdziemy na miłe kolacje przy świecach?
Kto nas przytuli, ochroni, zabierze na randkę do kina?
Przecież nie matka, nie babka i żadna inna dziewczyna...
W młodych drzemie wielka siła, więc po rewolucji krótkiej,
przywrócono dawny świat wraz z natychmiastowym skutkiem.
Zatem powróciło stare i już od samego rana,
nie wiadomo, gdzie kluczyki, więc rodzina na kolanach.
Można byłoby tak szukać przez pół ranka i dzień cały,
gdyby się nie okazało, że w stacyjce pozostały.
Pilot trafił do niewoli, przecież dzisiaj grają nasi
więc "browarów" tylko kilka, tak, żeby...emocje ugasić...
W pralce trzynaście skarpetek i to nie są jakieś czary,
zupełnie jakby w tym domu on miał nogi nie do pary.
Historia zatoczyła koło, więc kwadratem nie powróci.
Nie zmieniaj świata, nie warto, lepiej śmiać się, a nie smucić!