Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Spotkania z poezją - Szept duszy (część 4)

autor: Zofia Anna Pawłowska-Jarosik

Zamyślenie

Zatem znowu jesień, świat przystanął na chwilę,
by spojrzeć w stronę lata, gdzie barwne motyle
dożywają dni swoich i w słodkim niebycie
śnią o tym co minęło - motyla krótkie życie.

W mej świątyni promienie słońca przez żółte witraże
malują ciepłą barwą obrazy i ołtarze.
Cisza myśli niesie ku niebu i tylko westchnienie
tkwi głęboko, jak niegdyś w ulicznym bruku kamienie.

I nie mogą wyzwolić się niepokoje i smutki
w ten czas już przeżyty, w ten czas życia krótki.
Nagle cisza przerwana skrzydłami gołębicy
i zapełnia się kościół i nikt nie policzy
tych, co tu przybyli, a przybyli tu z nieba.

Pomieścili się wszyscy, bowiem im nie trzeba
miejsca do życia, bycia, powietrza ani też przestrzeni.
I nie wiem czemu ich widzę tej właśnie jesieni.
Może po to, bym zrozumiała jak wszystko się zmienia,
ile dusz tutaj wymodliło zbawienia...
I że jest coś, co jest stałe - to Boże spojrzenie
pełne miłości, kochające jednako każde pokolenie.

Podziękowanie za naukę

Stoimy tu, przed Tobą, wierni parafianie
także ci, co w każdy czwartek spieszyli na spotkanie,
kiedy przybliżałeś trudne Ewangelii słowa.
Zmęczony pytaniami, tłumaczyłeś od nowa
i tak co tydzień, przez dziesięć miesięcy.
Było tych czwartków czterdzieści, a może i więcej.

Lecz na ostatniej lekcji, tuż przed wakacjami
nie dostaliśmy cenzurki, więc co zrobisz z nami?
Chyba ten rok powtarzać zmuszeni będziemy...
Oj, będziemy powtarzać, z pewnością będziemy...
Zatem się spotkamy już w najbliższy czwartek
by z otwartą głową chłonąć Twoją naukę.
A gdy rok szkolny minie, da Bóg, przyjdą czasy,
że nas wypromujesz do następnej klasy.

Nic z tego

O nie! - Nie szatanie, próżne twe zabiegi,
uniki, chowania, podszpty, przeszpiegi.
Radzisz iść do przodu, zostawić zdeptanych,
biednych nieporadnych i maltretowanych.
Lekceważyć ubogich, bo cóż mi oni dają -
a to takie nieważne, mają czy nie mają...
Że miłość bliźniego, to próżne gadanie...
I myślisz, że cię posłucham naiwny szatanie?
Tylko się nie przebieraj za dobrego, miłego,
bo i tak cię rozszyfruję i nic nie będzie z tego.

Mimo wszystko nie lekceważę obecności szatana
i jestem ciągle czujna, by każdego rana
była to moja, nie jego, wygrana.

Ostatni pobyt w szpitalu

Biała pościel powiązana tasiemkami i pasy niebieskie z boku...
Jutro konsylium, wyrok, a pojutrze...? Czy jeszcze coś będzie po wyroku?
Korytarza czeluście w obie strony puste, jak życie bez celu...
I ludzie co są, a ich nie ma, a naprawdę przecież jest tak wielu!
Tam, na dworze, wiatr latarniami, jak łódkami po jeziorze kołysze,
a tu cisza i samotna dusza właśnie ciało opuszcza...
Czy można słyszeć ciszę?

Drzwi otwarte, a nad drzwiami krzyż i przeszłości młodzieńcze wspomnienia...
A tu starość, więc po co młodość wspominać, jej już nie ma!
Ale... Co to, czy mi się zdaje, czy mówisz coś do mnie... Panie?
Mów głośniej proszę! Lub pokaż gestem, wpatruję się w Ciebie...!
O! Już słyszę, Ty mówisz: "Nie lękajcie się, Ja jestem"
Jak to dobrze, że jesteś tu Krzyżu i nie stałeś się łupem ludzkiej podłości,
bo tak smutno umierać samotnie... A z Tobą to już nie w samotności!

O Matce (Czwarta stacja drogi krzyżowej)

Dzień się pochylił, jak drzewo owocami brzemienne...
Tłum gęstniał i mgły gęstniały pospiesznie o zmroku...
Ogrom cierpienia - to tylko trwało niezmiennie
oraz cisza złowieszcza, niczym włócznia
co bólem tkwi w boku.

Wśród ludzi Maria, w modlitwie zatopiona cała
nie złorzeczy katom, losu nie przeklina...
O Matko! Siłaczko! Tyś dwa krzyże dźwigała,
jeden Swój, a drugi - ukochanego Syna!

Do Matki Bożej Ostrobramskiej

Ty, która od wieków w Ostrej świecisz Bramie
i pamiętasz modlitwy przez Polaków szeptane
i ukazy carskie i zsyłki powstańców
w lodowatą Syberię, daleko, w nieznane...
A potem czarne krzyże połamane
i wściekłe, germańskie okrzyki
i "Got mit uns" na klamrach przy pasach...
Pogromy, mordy, dzieci przeraźliwe krzyki
niesione echem po polach i lasach...
Zdeptano krzyże i żelazne szczęki
na ziemię ze zgrzytem padały powoli,
znacząc klęskę fałszywych proroków.
Lecz nie był to koniec niewoli,
bo niebawem kat z kremla, czerwony,
na lat wiele odebrał nam pokój.
I stało się, że Ty tam, a my tu
z tęsknotą nieutuloną do Ciebie.
Czy kiedyś spotkamy się w Polsce,
czy może dopiero w niebie?

Modlitwa ogrodniczki

A jeśli tak się stanie, że otworzysz przede mną, jak kurtynę, błękitne obłoki,
to zostawię bez żalu bogate wody morza i pójdę do Ciebie przez płytkie zatoki.
Ktoś opróżni me konto w banku, wyłączy komputer, telewizje cyfrową,
wyrzuci wygodne fotele,
a ja Cię poproszę - Przyjmij mnie tu Panie ze stałym meldunkiem,
wszak mieszkań u siebie masz wiele...
I zatrudnij na czas próbny, przez pierwsze dwieście lat w wieczności,
a ja w zamian ofiaruję Ci swoją pracę i ogrom miłości.
Umiem uprawiać grządki, więc pozwól, że zaraz wezmę się za to.
Posieję rzodkiewkę i szpinak, zajmę się też sałatą.
A czy wiesz Panie, że najlepsza jest rzodkiewka ta czerwona cała,
a sałata krucha i lodowa, nie masłowa, a główka raczej mała.
Mała jest delikatniejsza, przyrządzę ją z oliwkami i sosem vinegret.
Podobno chcieć to móc, no to chyba mi się uda, bo ja właśnie chcę.
Chcę też posiać marchewkę. Bardzo starą odmianę o nazwie karotka,
jest lepsza jak inne, czerwona, pachnąca i słodka.
A czy pozwolisz mi, bym wokół Twej ogrodowej altany
posadziła pnącza - kolorowe klematisy,
a na każdym rogu w dużych kępach, holenderskie irysy?
O! Właśnie weszłam do sadu, pod łukiem złotej bramy.
W nim jabłonie rzędem równo posadzone...
Czy można zbierać z nich owoce, czy jest to zabronione?
Lepiej sprawdzę i zajrzę w gęstych drzew korony,
bo może czeka tam na mnie wąż - szatan chytrze przyczajony.
Nie - to nie owoc grzechu, to Antonówka - rodowita polska odmiana,
nadaje się już do zbioru, przyjdę po nią jutro, jak najwcześniej z rana.
A przepyszna będzie z tych jabłek szarlotka!
Jaką lubisz Panie, z cynamonem, czy bez, mniej czy bardziej ma być słodka?
Upiekę szarlotkę, obsieję grządki, bo chyba to robić umiem,
lecz jeśli coś zepsuję, to daruj mi Panie jeszcze następne dwieście lat w wieczności...
Zmienię zawód i się przekwalifikuję.