Klub Sympatyków Rudy Pabianickiej

.

rudzka czytelnia

Spotkania z poezją - Bajki (część 4)

autor: Zofia Anna Pawłowska-Jarosik

O dwóch wiewióreczkach, co chciały być modne i mieszkać w mieście.

Dwie głupiutkie wiewióreczki
wyrzuciły sukieneczki,
ubrały się w "dżinsy" - spodnie.
Bo tak żyje się wygodnie!

Dwie głupiutkie wiewióreczki
zamieniły swe szpileczki
na buty sportowej klasy
co to zwą je adidasy,
a gdy dzień się skończył wreszcie,
wiewióreczki obie, w mieście,
na deptak wnet się udały,
by tam spędzić wieczór cały.

Depczą, depczą jakiś czas...
Cóż to, nikt nie spostrzegł nas?!
Przecież piękne jesteśmy i zgrabne
i młodziutkie i powabne!!!
Tamten wiewiór nas nie widzi,
a tych dwóch to nawet szydzi
i śmieją się w niebogłosy
aż im rude sterczą włosy!

- Cóż to na was taki strój?
W nim farmerzy wożą gnój,
krowy doją, świnie pasą,
po drewno jeżdżą do lasu!
Co powinny nosić damy,
trzeba było spytać mamy!

Wiewióreczki smutne bardzo,
że wiewióry nimi gardzą,
wróciły w swe leśne strony
może tam ktoś szuka żony...

Kiedy miasto opuszczały
ciuchy do ciuchlandu dały.
Od tej pory, mi uwierzcie,
nie ma już wiewiórek w mieście.

Bajka o srebrnej rybce i o tym jak Wituś i Bronek świat poznawali

Błękit nieba wpadł w jezioro, korzysta z wody, jak z lustra,
a przy brzegu pęk sitowia wietrzyk letni tylko muska.
Liście białych nenufarów swe talerze rozłożyły już na wodzie.
Dniu tak piękny trwaj bez końca, nie myśl czasem o zachodzie.
Witek z Bronkiem na wycieczce. Oj! Zachwyca ich przyroda
i tak myślą, żeby jeszcze spotkała ich jakaś przygoda.
Coś spłoszyło myśli chłopców, jak cięcie dziecięcą szabelką...
I... spotkali się z przygodą - rybką srebrną i niewielką.
Przemówiła ludzkim głosem, co zdziwiło ich ogromnie...
"Nie bójcie się, coś wam powiem, ale chodźcie bliżej do mnie."
Jestem płotką, chwastem wodnym, tak o mnie rybacy mawiają
i pogardzanym stworzeniem, bo też zupełnie mnie nie znają."
A było tak:
W dzień upalny, bo lipcowy, gdy żniwami pachniało wokół
Święty Piotr oglądał ziemię ze swego spacerowego obłoku.
Nagle coś wpadło do jeziora i choć przy brzegu pływałam,
że to klucze oraz czyje bez wątpienia rozpoznałam.
"Święty Piotrze i co teraz, czym otworzysz bramy raju,
popatrz w jak długiej kolejce przed nimi duszyczki czekają."
Trzeba dźwignąć z dna pęk kluczy, w jaki sposób myślę w jaki?...
Już wiem! One dadzą rade - to sandacze lub szczupaki.
Zagadnięte tak odparły:"My jesteśmy drapieżniki, najwyżej możemy cię zjeść,
więc raczej nie zawracaj nam głów, żegnamy ozięble! Cześć!”
Co tu zrobić? Co tu zrobić? Muszę liczyć tylko na siebie,
bo jak zaradzić temu Święty Piotr też nie wie w niebie.
Trzeba działać!!! Zatem zaparłam się mocno, czułam, że serce mi zaraz wyskoczy...
Podniosłam klucze, a od wysiłku aż mi poczerwieniały oczy.
Teraz żadnego dziecka już nikt nie przekona twierdzeniem,
iż to przypadek, że płotki mają takie czerwone spojrzenie.

Co słychać w krymskim stepie?

W stepie krymskim trawy szare i suche
i czaszki wyglądają z kurhanów pobielone słońcem...
Gdy południe drzemało w błękicie,
spotkali się bardzo głodny lis z bardzo głodnym zającem.
Czas zawisł w bezruchu - lis i zając spoglądają na siebie wilkiem.
Co się stanie? Kto zwycięży, kto polegnie, to okaże się za chwilkę.
Aż tu takie słychać słowa, takiej mianowicie treści:
"Zajączku dobry i miły", że to lis mówi aż trudno uwierzyć.
"Zostań ze mną, przyniosę ci soczystej trawki i pomogę suszę przeżyć.
Jeśli chcesz, załatwię ci też paszport
i uroczyście mianuję obywatelem państwa stepowego."
Lecz zając tak pomyślał sobie:
"O lisie chytrusie, znam cię nazbyt dobrze,
więc nic nie będzie z tego.
Teraz jestem zbyt chudy na pasztet, myślę, że chcesz mnie podkarmić
bym przybrał na wadze, widzę to, że chcesz.
A potem w jakieś święto lub niedzielę z zasmażanymi buraczkami lub ćwikłą mnie zjesz!
Gdy był pewien już lisich planów, czmychnął włączając piąty bieg.
I nie ma co gonić zająca, nawet gdyby goniło go lisów trzech.
To już koniec jeszcze morał:
"Pamiętaj, gdy nagle zaskoczy cię wróg myśl logicznie,
miej głowę we właściwym miejscu i tyle ile trzeba szybkich nóg."

Dlaczego wieje wiatr?

W trawach gęstych i wysokich wiatr przyczaił się na chwilkę,
spłoszył ważki z pałek wodnych i pogonił za motylkiem.
Potem bardzo się zamyślił nad swym losem nieciekawym i zamarzył
  "chciałbym postać w jednym miejscu jak te kolorowe trawy".
Tego było już za wiele dla mądrej i siwej sowy.
Pomyślała: "No cóż, trudno, nie polecę dziś na łowy
wytłumaczę zaś wiatrowi, że nie ważne co by chciał
i że Bóg go stworzył po to, aby wiał, po prostu wiał.
Niech usypie pryzmę liści, tam jeżyki znajdą domek
i osuszy zagon w polu, bo tam domek ma skowronek.
Na łące leży trawa ścięta, by się w siano zamieniła
dla wiatru to żaden problem, bo w jego podmuchu tkwi siła.
W sadach kwiaty niech zapyli, by urodzaj ludziom dać,
niech pracuje w dzień i w nocy
bo nie musi chodzić spać.”
No, to już mu przypomniałam - oświadczyła mądra sowa -
że wiatr po to jest by wiać, a nie głowę w trawach chować.